Co w Garwolinie na PKSie warczy i dymi...

Dobry wieczór. Na dzisiejszą niedzielę przygotowałem dość nietypowy wpis. Trzeba jakoś urozmaicić blog, żeby nie było samych osobówek fachowo nazywanych "do 3,5 tony". Niedawno mogliście poczytać sobie i pooglądać trochę Ikarusów podczas ich żegnania w Warszawie, a dzisiaj skupimy się na produktach rodzimych. A więc tak...
Jeżeli chodzi o polskie autobusy, wyboru wielkiego nie ma: albo Autosan, albo Jelcz. No, gdyby się zgłębić, to jeszcze San i coś jeszcze. Ale to dla ciekawskich, zawsze można sobie znaleźć na necie czy w książkach. Ja natomiast poopowiadam o autobusach z Sanoka, czyli Autosanach.  Produkowane od lat 70. i nieustannie modernizowane wozy mocno wpisały się w realia polskiego PKSu, wożąc ludzi po wsiach, miasteczkach, między dużymi/mniejszymi miastami, wsiami i miasteczkami i tak w kółko. Upraszczając: każdy, czy to ze wsi czy mieszczuch, na pewno kiedyś nim gdzieś jechał. Często też występowały w roli gimbusów, tak na marginesie (gimbus, czyli autobus wożący dzieci do szkoły, bo teraz termin ten nabrał zupełnie nowego znaczenia). Sam pamiętam, jak do podstawówki jeździłem tym autobusem w jasnozielonym malowaniu, z rejestracją W1 KLEKS. Co tam że wiało ze szpar i trzęsło, dzięki niemu aż się chciało chodzić do szkoły :)
Wracając do PKSów. Są jeszcze w tym kraju mieściny obsługiwane wyłącznie przez sympatyczne i dymiące Autosany, ewentualnie ze wspierającymi je zachodnimi kolegami. Weźmy na przykład Mielec. Do tej pory można tam spotkać rzadką odmianę H9-35 (tak zwaną miejską), która normalnie wyginęła na przełomie tysiącleci. A jeśli chodzi o najpopularniejsze H9-21, miejscowości chyba mogę jeszcze nawyliczać w nieskończoność. Ale po co, jak w naszych rejonach taka jest? Na własne oczy przekonałem się o tym jakiś czas temu, gdy wybrałem się z kolegą do Garwolina, ok. 60 kilometrów od Warszawy jadąc w kierunku Lublina. Spodziewałem się kilku Autosanów, ale ich ilość wprawiła mnie w osłupienie. Dosłownie stanowiły 100% autobusów na dworcu, a było ich ok. 15. Dopiero potem dołączyła jakaś Setra i się gdzieś schowała. Widok cudowny, zwłaszcza że większość wciąż ma czarne blaszki. W połączeniu z obskurnym "gmachem" i przystankami stworzył się idealny obraz PKSu lat 90. A przecież mamy już 2014 rok!
Myślę, że zdjęcia powiedzą wszystko. Cofnijmy się o 20 lat...
 Stały sobie SEBy dwa.
 Po lifcie, niestety nie poprawiającym wyglądu w żadnym stopniu.
Te, niskopodłogowiec, wypad.
Także tak to wygląda. Zazdroszczę garwoliniakom możliwości codziennej przejażdżki Legendą wśród autobusów, bo mi musi wystarczyć ból dupy na plastikowych siedzonkach Miniaków. Co jak co, na  autosanowskie fotele tylko rozwydrzony egoista mógłby narzekać :)
Hmmm... skoro już piszę, to może zdradzę cel naszej wyprawy do MAS (Miasta Autosanami Stojącego). Mianowicie kolega jakiś czas temu wypatrzył tam na osiedlu niezłego Bisa i postanowiliśmy go odwiedzić. Wiadomo po co - no przecież, żeby kupić. Ja już swojego mam, ale kolega szuka jakiejś lepszej alternatywy od swojego (ma już jednego Bisa, ale chce wymienić na jakiś w lepszym stanie). Garwoliński egzemplarz jest odzwierciedleniem jego ideału i dlatego poświęciliśmy całe 15 złotych na bilety, by go nawiedzić. Na nic zdało się nasze pukanie do drzwi właściciela, ale przynajmniej wiemy że wciąż stoi. Niech się tylko cieplej zrobi, a na pewno wrócimy. Oby tylko patologia nie wybiła przez ten czas szyb i nie naszprejowała na drzwiach...
Obejrzeliśmy, pocałowaliśmy klamkę, pora wracać zanim się ściemni. O ile do Garwolina Autosanem nie przyjechaliśmy, nadarzyła się ta okazja podczas powrotu. Przejechaliśmy się tym z eleganckimi, białymi kołpakami. I wróciły piękne wspomnienia z dzieciństwa: ten dźwięk, te wibracje, te podskoki przez mały rozstaw osi. Do tego białe kapturki na siedzeniach, którymi zainspirowałem się, wybierając odpowiedniki do mojego Malucha. Dodam jeszcze chmurę granatowego dymu przy każdym ruszaniu, niezależnie od pogody. O, dokładnie za te aspekty uwielbiam wyroby z Sanoka. Oby Garwolin prędko z nich nie zrezygnował. Zresztą nawet się nie zanosi, bo wozy prują jak szalone bez problemu 80 na "lubelaku" :)

Miejsce: Garwolin, Województwo Mazowieckie
Zdjęcia: Michał Bakuła

4 komentarze:

Marcin pisze...

Ooo bywałem swego czasu, dość regularnie w Garwo (jak to mówią miejscowi). Oczywiście jeździłem tam takimi autosanami bo prawka jeszcze nie miałem i powiem szczerze że to naprawdę tani i wygodny transport. Co do Garwolińskich złomów to trochę tego jest. Ja podczas wizyt widziałem ze dwa trabanty 601, scirocco mk.1 i chevroleta caprice także dosyć grubo.

Unknown pisze...

Trabanta jednego kojarzę, podobnie jak Bis ma tablice SEZ. Jednak pobyt, który opisałem trwał zaledwie 2 godziny - poszliśmy do Bisa, pokręciliśmy się po dworcu i wróciliśmy. Na wiosnę wpadnę tam na cały dzień i połapię :)

Anonimowy pisze...

Blacharka w tym bisie niestety tragiczna, ciekawe jak silnik

Unknown pisze...

Niee, tragedii nie ma, jedynie jest ostro pomaziany szprejem a niektórych miejscach. Silnik ma przejechane ok. 60 tysięcy km. i podobno jest dobry.