Mini-Miks ze Starówki

Starówka Warszawy ma klimat. To tutaj bije najmocniej serce Warszawy, to tutaj czuć duszę tego miasta. Tutaj też, dzień w dzień, obecna jest wielka zgraja turystów z różnych krańców świata - z Japonii, Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Francji... Jednak są też takie uliczki, gdzie mało który "zagraniczniak" się zapuszcza. Gdzie można znaleźć wytchnienie od codziennego zabiegania, i gdzie można odetchnąć pełną piersią oraz złapać wraz z wdechem atmosferę Starej Warszawy. Wędrując po staromiejskim bruku i zaglądając w dziedzińce kamieniczek można też znaleźć skarby dawnej motoryzacji.

Naszą krótką podróż zaczynamy na Podwalu. I co to tam się nam wyłania z bramy na powitanie?

 Podejdźmy bliżej. O-o. Coś rzeczywiście starego i klasycznego.

Czyżbyśmy przenieśli się na Kubę? Czy to już Hawana, czy jeszcze Warszawa?

To Barkas Hainichen. Internet podpowiada, że to Barkas V 901/2 Pritschenwagen z lat 1954-1961.
Wóz restauracyjny. Pełen beczek na naczepie. Ciekawe, czy beczki też pełne.

Pytanie: Co to za tablica? Ktoś wie?

Czyżby Dobry Wojak Szwejk? :)

Zmierzamy do wyjścia. Jeszcze ostatnie spojrzenie na ganek.

O! Dorożka! To się nazywa Pobliski Klasyk.

Warto zaznaczyć, że Warszawa była pierwszym miastem w ogóle, gdzie wprowadzono do użytku dorożki, a sam termin eksportowano również za granicą. A działo się to w pod koniec XVIII wieku. I tak na przykład w Berlinie, który podpatrzył Warszawę i wprowadził te pojazdy i u siebie (dopiero w 1814 roku), nazywano je mianem "die Droschke". Trzecim ośrodkiem miejskim był Londyn. Jak pisał "Kurier Warszawski" w 1823 roku: 

"Dorożki na sposób warszawski upowszechniają się i za granicą (...); są bardzo w modzie, zwłaszcza że wiele mniej kosztują niż używane fiakry"

OK, idziemy dalej. Opuszczamy Podwale...

...i oto co widzimy. No tak, w porównaniu z poprzednimi znaleziskami to nic wielkiego, ale któżby nie chciał mieć Trabanta? Nic się nie zepsuje, zero korozji, bo plastik, no i jest styl. Sam bym sobie takiego sprawił.

Z bramy też ładnie i schludnie wygląda.

Naklejki.

 Zobaczmy co następne na nas czeka.

Merc. W123. Piękny, na żółtych blachach, w chromie i w pięknym otoczeniu.

 Elegancka biel.


Kawałek dalej widzimy Porsche 911. 911T. No, chyba się szykuje ślub. 
Ślub w modnym i gustownym wydaniu. Młoda Para ma z pewnością dobry smak.

I tak kończymy nasz krótki spacer po Starówce w poszukiwaniu Automobili z dawnych lat. 
Kolejne wędrówki w te rejony już wkrótce.


Miejsce: Starówka Warszawy
Zdjęcia: Maciej Rosłoniec

1962-1970 Gaz-21 Wołga III Series

Od samego zarania, czyli od 20 lat odkąd wybudowano główny kościół w mojej parafii, pod koniec czerwca obchodzone jest Święto Odpustu. Nigdy nie było organizowane z wielką pompą, chociaż gdy przyszedł nowy ksiądz zaczęło się to przeobrażać w coś podobnego do festynu. Ale zabytkowe auto jako jedną z atrakcji widziałem pierwszy raz i ksiądz mnie nieco zaskoczył swoim pomysłem. Mógł szepnąć coś tam, a bym załatwił reprezentantów kilku europejskich krajów :)
Wołgę otaczały rzesze gapiów w każdym przedziale wiekowym. Kto chciał, mógł rozsiąść się na tylnej (lub przedniej!) kanapie i poczuć luksus lat 60.

Miejsce: Otwock-Mlądz, Województwo Mazowieckie
Zdjęcia: Michał Bakuła

1980 Polski Fiat 126p ST

Historia spotkania przeze mnie tego Malucha jest nieco nietypowa, dlatego cofnijmy się rok wstecz...
Moi dwaj kompanie z Mińska Mazowieckiego podczas przejażdżki rowerowej dostrzegają na jednej z działeczek żółtego Malucha z chromowanymi zderzakami. Czem prędzej zrobili zdjęcia, nawiązali wymianę zdań z właścicielem, po czym pośpiesznie udali się do najbliższego miejsca z dostępną siecią elektryczną, by natychmiast wysłać mi prostokątne dowody na poparcie widoku przed chwilą widzianego. Oczy wytrzeszczywszy, oddech wypuściwszy, ręce na głowę założywszy dostrzegłem śliczne, plastikowe, czarne otwockie tablice WSA, czyli samiutki początek wydawania! Mało tego, nie miałem go w swoich zbiorach, a wydawać się mogło że miasto obleciałem na stodwa. Ha, właśnie. Oprócz przyblokowych garaży...
Kilka dni temu kumpel pracujący przy jednym z takowych kompleksów garażowych dał mi cynk, że widział wypchniętego żółtego Malucha i właściciela czytającego obok niego gazetkę. Ze swojej uprzejmości, jak i obywatelskiego obowiązku, zrobił wybitnie szpiegowskie zdjęcie. Poznałem delikwenta - TO TEN! Po roku niepewności w końcu dowiedziałem się, gdzie go znaleźć. I dzisiaj, dzięki uprzejmości tamtegoż przyjaciela-informatora imieniem Mateusz, po upewnieniu się że faktycznie Pan wyprowadził Fiata przed garaż, wybrałem się na pogawędkę :)
To co zobaczyłem, długo nie zapomnę. Blask bił z jego 34-letnich blach, a wyprowadzone przed garażyk rowery przeniosły mnie w czasie. Pan Właściciel siedział sobie na stołeczku, czytając instrukcję użytkowania podkaszarki spod Pomarańczowej Marki. Bardzo chętnie wdał się w rozmowę na temat swojego samochodu, opowiadając że faktycznie jeździ co jakiś czas na działeczkę pod Mińsk, a do bardziej lokalnego transportu używa pojazdu napędzanego własnymi mięśniami, stąd całkowity przebieg Malucha wynosi zaledwie 27 tysięcy kilometrów. I to pięknie widać na karoserii nie mającej ani jednej wgniotki czy ingerencji współczesnych sprzętów lakierujących. Po prostu - ten 126p jest ORYGINALNY, całkowicie. Pan nawet nie posiada zbyt wielu części do niego, bowiem jeszcze nigdy nie było mu nic potrzebne, a Maluch nie zamierza się jeszcze o nie prosić. Podczas konwersacji jedynie zapytał mnie, czy mam jakieś chlapacze, najlepiej lewy tylny (wysokie krawężniki robią swoje, przez co się podarł). Tak się złożyło, że posiadałem ok. 10 sztuk i podarowałem mu dwa najładniejsze, jeszcze nigdy nie zakładane. Ucieszony Pan chciał mi wcisnąć pieniądze, lecz spotykając się z moją odmową ruszył do garażu, przeszukując szuflady i pudła chcąc znaleźć coś w ramach podziękowania. Chwilę potem wyciągnął książkę w zielonej chroniącej okładce, którą okazała się być Naprawa samochodów Polski Fiat 126p i widząc mój entuzjazm (dokładnie takiej mi brakuje w kolekcji), bez zastanowienia mi ją podarował. Tym oto sposobem każdy był zadowolony :)
Zapytałem o możliwość zrobienia zdjęcia, jednakże nie chciałem robić wielkiej sesji i cyknąłem trzy, moim zdaniem wystarczające fotki. Stanu samochodu nigdy całkowicie nie oddadzą, trzeba to zobaczyć osobiście.
I tak upłynęło czwartkowe popołudnie. Na długiej rozmowie oraz nietypowej transakcji. Dziękuję Panu Imienia Niewiadomego (jakoś tak wyszło) za pokazanie Fiacika, przy którym wszystkie odmalowane i przepolerowane sztuki chowają się po kątach. W nim wszystko jest fabryczne, bez niczyjej ingerencji. To się bardzo ceni, a przy dzisiejszych realiach jest prawie niespotykane.
Wyrazy wdzięczności również kieruję do Mateusza, który podzielił się ze mną tym co widział i pomógł zaaranżować spotkanie. Bez niego do tej pory bym był w ciemnym czymś, jeśli chodzi odnalezienie widzianego w sąsiednim powiecie Malucha :)
Oprócz niezwykłego przeżycia, mam kolejnego otwockiego klasyka do odnotowania. Od tej pory częściej będę zachodził na garaże :)

Miejsce: Otwock, Województwo Mazowieckie
Zdjęcia: Michał Bakuła

Pobliskie Miejsca 2014, Część I - Miasto Uć

Dobry wie... noc!
Tak, już po północy, chociaż i tak odczytacie to rano. Jam już wrócił na nasze kochane i PŁASKIE Mazowsze, co mnie niezmiernie cieszy. Do tej pory zastanawiam się, jak można na codzień żyć kilkaset metrów nad poziomem morza, gdzie żeby dojście z furtki do drzwi wiąże się z pokonaniem wzniesienia prawie o kącie prostym? Takież wioski osadzone w Sudetach bądź Beskidach są niezwykle urokliwe, jednakże mieszkaniem bym pogardził. Ale przecież jam jest wygodnicki podwarszawiak i nie przywykłem, podczas gdy moja ciocia z Jeleniej Góry zastanawia się, jak można żyć na czymś płaskim, bez wzniesień.
To ja już nie wnikam, tylko bez wykonywania czynności włókienniczych przechodzę do konkretów.
Moja nieobecność spowodowana była trzema wyjazdami do różnych części Polski, a właściwie jej krańców wraz z Centrum, ale to już wiecie. Najpierw dotarłem do Łodzi, by następnego dnia udać się na praktyki do położonego na Warmii Olecka i porządnie potem odpocząć w Jeleniej Górze. Z każdego rejonu przywiozłem syte fotografie, z których przygotuję trzy oddzielne wpisy, każdy o innym mieście. Zgodnie z kolejnością, pierwsza będzie Łódź. I kilka słów o niej oraz o jak się tam znalazłem.
Właściwie, Centralne Miasto było w pewnym sensie moim obiektem tranzytowym, by dostać się do położonej 50 kilometrów za nią Rossoszycy. Tam paczka ludzi z mojego ulubionego forum motoryzacyjnego zorganizowała zlocik mający na celu zapoznanie się na żywo z osobami, z którymi się na codzień konwersowało przez internet. Po drodze z Miasta Uć zabrałem dobrego znajomego Mateusza, również użytkownika wspomnianego forum, który będąc łodzianinem z krwi i kości wyprowadził mnie na wylotówkę, pokazując po drodze największe smaczki Krainy Czarnych Tablic. I tak oto niby po drodze uzbierało się kilka fotek, będących ułamkiem dziesiętnym jednego procenta ogólnej populacji klasyków. Według moich nieoficjalnych obliczeń, średni czas potrzebny na zwiedzenie Miasta Uć pozwalający na osiągnięcie poziomu zadowalającego w kwestii posiadania dowodów rzeczowych czytaj zdjęć, wynosi około dziesięciu dni roboczych + nadgodziny, doliczając weekendy. Ale jak wiadomo, wyniki są iście szacunkowe, biorące pod uwagę moje możliwości szybkiego poruszania się i posługiwania aparatem.
No dobrze, dość pitagorasowania, bo Wy i tak czekacie na jedno :)
Od razu po zgarnięciu Mateusza przed nas znienacka wyskoczyła Skodovka serii 742, która niestety kilkaset metrów dalej odmówiła posłuszeństwa. Sytuację ująłem w krótkiej rymowance:
Pędził dziadzio wylotówką
Front przeciążając lodówką,
By przed sygnalizatorem
Ruchu zacząć być oporem.
SękZet: Zjedzony Ził Zarósł Zielonym Złem.
Mateusz nie omieszkał pochwalić się swoim Małym Szczęściem, będący jednocześnie pamiątką rodzinną czekającą na odświeżenie.
A gdzieś obok biały Elegant. Śmiało mogę ogłosić, że takowe z 1994 roku można uznawać za rarytasy porównywalne do Happy Endów.
Słynna maksyma mówi, że jak chcesz zgnić auto, musisz zaprowadzić je do Łodzi. Wtedy panujące tam warunki meteorologiczne wspierane korzystnym mikroklimatem i rozwojem fauny perfekcyjnie zabiorą się za postawione wyzwanie z gwarancją profesjonalizmu. A dlaczego akurat w tej części kraju dzieją się takie cuda? I mamy kolejną nierozwiązywalną zagadkę.
Niemniej bluesa poczuł właściciel Poloneza Borewicza z roku 1979 i jednocześnie mieszkaniec podwarszawskiego Piastowa. Będąc w rozterce gdzie będzie najbezpieczniejszy jego samochód, wybrał parking strzeżony w Łodzi. Ale przecież 15 lat temu jeszcze nie udowodniono niszczycielskiej i jednocześnie niewyjaśnionej siły wspomagającej proces rdzewienia na zaparkowanych tam pojazdach.
Wybitą szybę, urwany zderzak i inne czynniki stwierdzające zagracenie pospolite można zaliczyć do  antropogenicznych.
Mech się odradza, a lasy płoną.
Tak samo porastające słomą Volvo 164. Kto tam zwróci na nie uwagę...
Nie zapominajmy, gdzie jesteśmy.
Stoi pod chmurką, a stan lepszy od wielu nuffek.
Taka sytuacja, a jakże typowa.
Fiat z końcówki swych lat pobocze zajmuje, drogi nie blokuje.
Pewnie kiedyś był taksówką.
Ale w Łodzi były przecież zielone!
Kącik Miłośników Komunikacji: Volva B10L, dwa z wielu na czarnych taflach.
I być może jeden z cenniejszych wozów w całej Łodzi. Niby zwykły MR76 które jeszcze idzie znaleźć, ale nieczęsto znajduje się samochód mający ORYGINALNE pierwsze tablice z danego miasta. LDA zostało wydane w 1976 roku i jednocześnie zapoczątkowuje całą serię rozpoczynającą się na LD (dla przykładu wcześniejszy Maluch miał LDE, czyli ok. 1983 rok). Łódzcy wysłannicy są zgodni - tablica z Fiata nie jest powtórką i obecnie stanowi najniższy znany łódzki numer.
Ja nieskromnie się chwaląc również znalazłem Dużego Fiata na pierwszych warszawskich, czyli WAA, ale o nim jeszcze poczytacie.
Zasmucę Was, ale koniec. Jak mówiłem, wszystkie zdjęcia były robione w biegu i w drodze na Rosso, także wiele się nie uzbierało. Jednak miasto ma swój urok, nie do podrobienia przez żadne miejsce w Polsce. Na pewno jeszcze zawitam, aczkolwiek będę musiał uważać na samochód, by tamtejszy klimat nie podziałał negatywnie na jego stan blacharski :)
Tymczasem już szykuję relację z Bieguna Zimna. Ale w międzyczasie strzelę kilka krótkich wpisów.
Do miłego :)

Miejsce: Łódź, Województwo Łódzkie
Zdjęcia: Michał Bakuła