Mieszkający w malowniczej miejscowości pod Siedlcami mój frend Łukasz późną jesienią zaprosił mnie na rajd po okolicznych wsiach tłumacząc krótko: jest potencjał. Długo nie czekał na akceptację, bowiem dzień później już się stawiłem przed jego progiem. W planach był objazd wszystkiego co niezurbanizowane, nie przekraczające kilku tysięcy mieszkańców, no i w promieniu max kilkudziesięciu kilometrów. Wszystko zapowiadało się nader atrakcyjnie, zwłaszcza że mieliśmy się poruszać nie byle czym :)
Pora więc startować. Siadamy do najlepszego pod słońcem wozu na piekielnie dziurawe dukty i gruntowe błota!
Czy nie miałem racji? Niva w terenie nie ma ograniczeń, więc pruliśmy po dołach ile wlezie. Ach!
Już za moment pojawił się pierwszy Polonez.
Nie czekając, zjechaliśmy z nawierzchni zwanej asfaltem. Gdzieś daleko wgłąb dogorywa Maluch...
A krajobraz kipi polskością. Zdjęcie wyszło tak wyraźnie, że musiałem zamazać twarz. Nikt by chyba nie chciał zostać sławny ze szpiegowskiego ujęcia na ciągniku.
WIUU i Fiat już poza stolicą.
Przecinamy trasę na Warszawę i kierujemy się w stronę Węgrowa.
Jadąc w tamtą stronę można spotkać wsie, które obejmują zaledwie kilka domów i połacie pól. Do jednej z takich, zwanej Tymianka, przyjechał odpocząć warszawski Elegancik.
Warszawski Elegancik? Normalnie jak garniturek w czarnym Merolu.
A tymczasem na wspomnianej trasie na Węgrów częściej lewym niż prawym. W tym miksie znajdziecie wiele podobnych obrazków.
Dojechalimy do Mokobód, miasteczka ostatnio rozsławionego za przyczyną zaginięcia dwóch chłopców w Sylwestra. Posiada ono swego rodzaju "śródmieście", ze sklepem, kościołem, artykułami gospodarstwa domowego i dodać przystanek pełen kwiatu młodzieży. Tam też przyjeżdża wybitnie polepiony Maluch, z artystycznie wyrzeźbionymi progami. Cytując właściciela: "On do wiosny, potem wywalam. Nie mam sentymentu".
Dziwny jest fakt, że co minutę miejscowość przecinał ciągnik z podpiętym wozem. Momentami było zabawnie, 3 Ursusy na skrzyżowaniu.
A i ktoś inny ruszył cacko z garażu.
Czarny Czarny Sedes.
Co tu mogło być?
W mieście, pod miastem, na zadupiu - bez zmian. To nie mógł być przypadek.
Przed wsią Kopcie znajduje się cmentarz odwiedzany przez starszą Panią użytkującą Poloneza Caro w full wypasie, dodatkowo dorzuciwszy blendę i owiewki. Biedy nie dostrzegam.
Zaś na sąsiedniej nekropolii zawitał podtyrany Maluch, zmęczony wożeniem kilogramododatniej właścicielki.
EKHEM.
Okrężną drogą dotarliśmy do znienawidzonego przez mińszczan Kałuszyna (skąd ten konflikt - nie pytajcie).
Podobno sprowadził go młody gniewny z Warsiawki, ale ile w tym prawdy...
To Ci WTEm! Tranzit-Doka.
Wracają do łask u gazowników.
I rozkręcających miniprzedsiębiorstwa.
To już Mrozy pod Mińskiem, gdzie polskość również kwitnie jak glony na kostce.
Gmina Mrozy. Tylne ewidentnie zimówki.
Wracając do punktu wyjścia - stacja Sosnowe.
A na niej zlot zabytkowych rowerów, w tym oryginalny Traper! Genialny w swej prostocie.
Łada bez zająknięcia pokonała 100 kilometrów ciężkiej drogi, obdarzając całą wyprawę niezwykłym klimatem. I wcale nie zmarzliśmy!
Powtórzymy to nie raz. Następny ma być Stoczek Łukowski i tamtejsze podwaliny. Może już niedługo :)
Pora więc startować. Siadamy do najlepszego pod słońcem wozu na piekielnie dziurawe dukty i gruntowe błota!
Czy nie miałem racji? Niva w terenie nie ma ograniczeń, więc pruliśmy po dołach ile wlezie. Ach!
Już za moment pojawił się pierwszy Polonez.
Nie czekając, zjechaliśmy z nawierzchni zwanej asfaltem. Gdzieś daleko wgłąb dogorywa Maluch...
A krajobraz kipi polskością. Zdjęcie wyszło tak wyraźnie, że musiałem zamazać twarz. Nikt by chyba nie chciał zostać sławny ze szpiegowskiego ujęcia na ciągniku.
WIUU i Fiat już poza stolicą.
Przecinamy trasę na Warszawę i kierujemy się w stronę Węgrowa.
Jadąc w tamtą stronę można spotkać wsie, które obejmują zaledwie kilka domów i połacie pól. Do jednej z takich, zwanej Tymianka, przyjechał odpocząć warszawski Elegancik.
Warszawski Elegancik? Normalnie jak garniturek w czarnym Merolu.
Dojechalimy do Mokobód, miasteczka ostatnio rozsławionego za przyczyną zaginięcia dwóch chłopców w Sylwestra. Posiada ono swego rodzaju "śródmieście", ze sklepem, kościołem, artykułami gospodarstwa domowego i dodać przystanek pełen kwiatu młodzieży. Tam też przyjeżdża wybitnie polepiony Maluch, z artystycznie wyrzeźbionymi progami. Cytując właściciela: "On do wiosny, potem wywalam. Nie mam sentymentu".
Dziwny jest fakt, że co minutę miejscowość przecinał ciągnik z podpiętym wozem. Momentami było zabawnie, 3 Ursusy na skrzyżowaniu.
A i ktoś inny ruszył cacko z garażu.
Czarny Czarny Sedes.
Co tu mogło być?
W mieście, pod miastem, na zadupiu - bez zmian. To nie mógł być przypadek.
Przed wsią Kopcie znajduje się cmentarz odwiedzany przez starszą Panią użytkującą Poloneza Caro w full wypasie, dodatkowo dorzuciwszy blendę i owiewki. Biedy nie dostrzegam.
Zaś na sąsiedniej nekropolii zawitał podtyrany Maluch, zmęczony wożeniem kilogramododatniej właścicielki.
EKHEM.
Okrężną drogą dotarliśmy do znienawidzonego przez mińszczan Kałuszyna (skąd ten konflikt - nie pytajcie).
Podobno sprowadził go młody gniewny z Warsiawki, ale ile w tym prawdy...
To Ci WTEm! Tranzit-Doka.
Wracają do łask u gazowników.
I rozkręcających miniprzedsiębiorstwa.
To już Mrozy pod Mińskiem, gdzie polskość również kwitnie jak glony na kostce.
Gmina Mrozy. Tylne ewidentnie zimówki.
Wracając do punktu wyjścia - stacja Sosnowe.
A na niej zlot zabytkowych rowerów, w tym oryginalny Traper! Genialny w swej prostocie.
Łada bez zająknięcia pokonała 100 kilometrów ciężkiej drogi, obdarzając całą wyprawę niezwykłym klimatem. I wcale nie zmarzliśmy!
Powtórzymy to nie raz. Następny ma być Stoczek Łukowski i tamtejsze podwaliny. Może już niedługo :)
Zdjęcia: Michał Bakuła
10 komentarzy:
Wygląda to wszystko, jakby polskie fabryki samochodów i sprzętu rolniczego nigdy nie upadły!
Albo wytwarzały porządne produkty, które służą i służą. Co to traktorów, jest to autentyczny fakt :)
Ten czerwony Fiacior jest regularnie widywany na Kazimierzowskiej w W-wie.
Ten WIU 0998 stacjonował kiedyś na grodzonym parkingu na Bródnie - bodaj w okolicy ul. Kowalskiego i Krasnobrodzkiej. Strasznie się posunął.
Jakby nie ta Rav4, to wyglądałoby jakby zdjęcia były robione w latach 90!
Gratuję przy okazji gustu 'frendowi' ;-) Niva ma parę megaupierdliwych cech, ale to uczciwe żelazo.
Na nasze wiejskie drogi Niva jest idealna, także do zimowego wyciągania sąsiadów :D
WIU mógł wyjechać tymczasowo, na wypoczynek. Może nie na stałe. A czerwony widać gościnnie w Kałuszynie :)
Podróż w czasie o 15 lat - pierwsze seiczenta, pierwsze białe blachy, nówki Avensisy T22...
Tyle klasyków w jednym miejscu :) Ale ten czerwony duży fiat to chyba najpiękniejszy :)
Klimat nieprzeciętny. Muszę się kiedyś tam wybrać. Wygrywa ten Polonez spod cmentarza. Nie dość że w prestiżowym kolorze, to jeszcze z tą festyniarską blendą z tyłu :) Ciekawe czy ten wypas objawiał się też klimą albo elektrycznymi szybami z przodu? Jeszcze chyba nie widziałem takiego egzemplarza
Ciekawie się prezentują te samochody
Prześlij komentarz