Pobliskie Testy: Volkswagen Up! 1.0 high-up!

Dzień (właściwie wieczór) dobry. Dzisiaj na blogu rewolucja!
Patrząc, jak koledzy z podwórka (Basista i Marcin) piszą znakomite artykuły, pomyślałem że i ja mógłbym stestować jakieś autko i podzielić się moimi odczuciami. Niekoniecznie klasyczne, nawet współczesne, bo auta kocha się w całości, nie częściowo. A że niedawno w rodzinie pojawił się nowy motoryzacyjny członek, ten moment nastał w dniu dzisiejszym. Zobaczymy jak mi pójdzie, huhu ;)
Ma familia od zarania gustuje w autach nowych, jeżeli już trzeba kupić. Z salonu tato kupił Wartburga, a gdy ja przyszedłem na świat podwórko zaszczycił pachnący nowością Fiat Uno. Był 98 rok gdy Wartgolf się kończył a budżet lekko kulał. Rodziciele me przyprowadzili więc świeżego Malucha Towna, od którego notabene zaczęła się niespotykana sympatia do Małych Fiatów. Kilka lat temu wprost z warszawskiego salonu trafiła do nas nowiutka Toyota Verso, dzięki której w końcu mogliśmy zabrać się na nasze coroczne nadmorskie wypady. O niej mógłbym wiele pisać, także powinna w przyszłości doczekać się testu. Jedynym używańcem, na którego się zdecydowaliśmy, był Lanos z pewnego źródła i po bardzo okazyjnej cenie. Zastąpił Malucha i jeździ u nas do tej pory.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Deu pod względem mechaniki robi dobre samochody, oszczędzając na zabezpieczeniu antykorozyjnym. Stąd Lanosik zaczął lecieć gdzie się da, fochy miał również silnik. Po holowaniu go Maluchem z Warszawy podjęliśmy decyzję: kupujemy. Przyszłe auto miało być niewielkie, jak najtańsze w utrzymaniu, wybitnie mało palić oraz idealnie sprawdzać się w mieście. I najlepiej, rzecz jasna, nowe. Dla świętego spokoju.
Od jakiegoś czasu chodził mi po głowie najmniejszy z Volkswagenów - Up!. Tak, z wykrzyknikiem w nazwie (pisownia oryginalna). Autko na tle innych, konserwatywnych modeli niemieckiej marki (jak i bliźniaczej Skody Citigo i Seata Mii) wyróżniało się i spełniało nasze wymagania. Zachęceni niemałymi rabatami z okazji wyprodukowania 200-milionowego samochodu marki Volkswagen... wzięliśmy go ;)
Formalności blablabla. Odbieramy z salonu w Łodzi.
Nasz Up! jest w najbogatszej wersji wyposażenia, określanej jako high-up!. Na pokład wrzucili mu sporo bajerów, m.in. podgrzewane fotele i lusterka, klima, radio + 6 głośników, alufelgi 15" Spoke, asystent podjeżdżania pod górę, nawigacja zintegrowana z komputerem pokładowym czy lakierowany na biało panel deski rozdzielczej. To z tych ciekawszych, rzecz jasna. Gdy auto zostało już wydane, udaliśmy się w drogę powrotną do Otwocka. Na oko 150 kilometrów, czym pokonał swoją pierwszą trasę.
O moich wrażeniach będzie nieco później. teraz przystąpmy do ogólnej prezentacji samochodu.
Niewątpliwie wygląd jest zaletą malucha z Wolfsburga. Sam byłem w szoku, gdy zobaczyłem wersję produkcyjną modelu Up!. Toż on nie różni się od konceptu! Zupełnie nie rozumiem opinii testerów w gazetach, że Up! jest prostym, nie wyróżniającym się pudełeczkiem, kultywującym stereotyp Volkswagena jako auta bez polotu wizualnego. Otóż właśnie nie! Sylwetka rzeczywiście nie jak na trendy 2014, ale jej ubranie już co innego. Smukłe lampy (dodatkowo świetnie widoczne), całkowicie szklana tylna klapa w połączeniu z muskularnym zderzakiem i dyskretnym spojlerem z pewnością tworzą zgrany tyłeczek. Nie ma mowy o nudzie.
Z przodu - ślepy pozna, że to Vw. Wyraziste światła nawiązują do reszty Rodziny, o czym przypomina sporych rozmiarów emblemat. Brakuje atrapy chłodnicy, którą przejął zderzak, chłonąc powietrze przez estetycznie i rasowo zaprojektowane wloty.
Cały samochód sprawia wrażenie uśmiechniętego i przyjaźnie nastawionego - typowo dla aut miejskich segmentu A. Jednak Volkswagen nie wygląda jak powiększona zabaweczka. Z przodu wydaje się być szerszy, a uczucie jest potęgowane przez kobylaste opony 185. Jak na tą wielkość oczywiście, bo Up! mierzy 3,54 metra.
Patrząc na profil od razu się dostrzeże niewiarygodnie wielki rozstaw osi - przekłada się to na przestronność, o tym zaraz. Szerokie szyby zapewniają doskonałą widoczność. Czarny, perłowy kolor dodaje dostojności, natomiast alufelgi lekkości, subtelności. Szczerze to nie podobało mi się takie połączenie, bo widziałbym bardziej rasowe koło. Później się przekonałem, jak tu wszystko ze sobą współgra.
Przejdźmy do środka. Wsiedliśmy, ustawiliśmy fotel i lusterka, zamykamy drzwi. I nagle: "Kurde, ile tu miejsca!". A gdy wychodzimy, mamy przed sobą 3,5 metrowego wypierdka. Tak, Up! ma BARDZO przestronne wnętrze, spokojnie przeskakujące następny segment aut, nawet dorównując kompaktom. Naprawdę szok, jak udało się tyle wygospodarować. Siedząc zapomina się o jego wymiarach, przypominając sobie dopiero podczas parkowania. Przyjemne wrażenie utrzymuje bialutki panel, pomalowany lakierem fortepianowym oraz czarne wstawki na obszytej skórą kierownicy. Razi goła blacha drzwi, co moim zdaniem jest niedopuszczalne nawet w najtańszym samochodzie. Nieco mi zaleciało Maluchem. Chociaż co by nie mówić, w czarnym kolorze jeszcze ujdzie.
Fotele ze zintegrowanymi zagłówkami dobrze trzymają ciało i zachęcają do szybkiego brania zakrętów. Podgrzewanie działa perfekcyjnie - nie minie minuta, a człowiek się poci. Najlepiej zmniejszyć wydajność, wtedy zimą jedzie się po królewsku. Tapicerka jednak mogłaby być nieco żywsza, ale z drugiej strony niełatwo się zabrudzi.
Przesiadamy się. Z tyłu oczywiście zionie goła blacha, ale i mamy kolejny niewybaczalny błąd. Są nim... uchylane szyby! Nie że Korbotronik, tylko zwykłe wihajstry mogące ją odchylić na kilka centymetrów. Ooo nie, prestiżowy Volkswagen i taka wtopa? Tak wiem kryzys, oszczędność sratytaty, ale do przesady. Wraz jak w Maluchu! Widzicie, znów samochody przestają mieć oczywiste rzeczy, choć 15 lat temu nie były to uchylane szyby, a brak zapalniczki, dziennego licznika, grzanej tylnej itp.
Ciśniemy dalej. Kanapa jest twarda jak siedzenia w nieogrzewanym Ikarusie, w dodatku bez pasów dla piątej osoby. Nad drzwiami nie uświadczymy rozkładanych łapek, a kawę może postawić jedynie pasażer wyższy w hierarchii. Ogólną beznadzieję ratuje fakt, że tu również jest niesamowicie przestronnie w każdym istotnym obszarze (nogi, głowa, reszta ciała). Dodatkowo siedzenia przednie są specjalnie wyprofilowane na nogi pasażerów z tyłu.
Bagażnik. Śmiało można go tak określić, nie jako "większy schowek". Posiada podwójną podłogę, dzięki czemu jest naprawdę głęboki i pakowny. Jedynie high-up!y posiadały dzieloną kanapę. Przeszkadza wysoki próg załadunku i brak automatycznie podnoszonej z klapą tylnej półki. I oczywiście ponownie blacha.
W kokpicie trudno doszukać się wad. Jest prościutki w obsłudze, cieszący oko i przejrzysty. Nie wiem który raz pochwalę biały panel, ale naprawdę jest uroczy. Posiadającą wspomaganie kierownicę obraca się jednym paluszkiem, do tego jest spłaszczona u dołu jak w usportowionych Audi. Schowki w porządku, czerwone podświetlenie przełączników nie razi po oczach. Jedynie radio swoim wyglądem wraca do poprzedniego tysiąclecia, czego nie można powiedzieć o parametrach. Sześć wbudowanych głośników (w tym dwa w słupkach A) ładnie roznoszą dźwięk po wnętrzu, wydając go bardzo czysto.
Nasz Up! jest wyposażony w nawigację satelitarną, połączoną z komputerem pokładowym. Zintegrowany system pracuje płynnie i jest czytelny, choć z drobnymi błędami w tłumaczeniu. Dobrze współpracuje z radiem, co jest niezwykle istotne w trasie. O co mi chodzi? Ustawiając automapę, miła pani co jakiś czas nakazuje gdzieś skręcić. Tutaj jej głos słychać we wszystkich głośnikach, dyskretnie przyciszając na ten moment radio. Efekt jest przyjemny, bo nie trzeba co chwila go ściszać. Jeszcze mogę dodać, że wspomniana pani jest bardzo uprzejma, wręcz prosząc mnie o zjechanie na lewy pas bądź skręcenie w prawo. Nasza stara nawigacja (niefabryczna) rzucała tylko suche nakazy, jak "Skręć w lewo", a nie "Proszę teraz skręcić w lewo" ;)
A co do komputera, z początku sprawił pozytywne wrażenie. Wszystkie dane masz wyświetlone na ekraniku, możesz sobie wyzerować, włączyć tryb oszczędnej jazdy, kontrolować chwilowe spalanie... Ideał. Tylko mógłby nie przekłamywać, bo nasze przeliczenia niestety się nie zgadzają z tymi, które wyświetla. W tej kwestii komputer w Toyocie jest całkowicie szczery. Co do joty, ani setnej litra za dużo. Tutaj różnice wychodziły rzędu 0,3 l. Aj Volkswagen, Volkswagen, taka porządna marka...
Ciągnąc cięgno przy pedałach, odblokowujemy maskę. Niezwykle lekką maskę, zabezpieczaną króciutkim pręcikiem. I co mamy? Trzycylindrową Tysiączkę, rozwijającą 75 kucy. To topowa jednostka w Up!ie, co nie znaczy że wszystkie światła nasze. Silniczek ma typowe dla trzycylindrowca faflunięcie, co niektórych może denerwować, innych rozbawić, trzecich uspokoić. Taki pyrkocący fafarafa. Ale trzeba przyznać, że ma dobrą kulturę pracy, nie emituje znacznych wibracji ani też zbytnio go słychać. Katalogowo ma ponad 13 do setki, ale nie wierzę w to. Niby jak się wkręci to odchodzi, ale z miejsca jakby nie chciał, coś go blokowało. Po prostu taki urok i już przywykłem. Za to odwdzięcza się zużyciem - do 5 litrów w korkach. Ładnie, a to benzyniak.
Ale on mało zajmuje. Co to jest! Za to chciałbym zobaczyć, jak kwestię ułożenia silnika rozwiązali francuscy inżynierowie w Twingo. To obecnie jedyne produkowane auto z "sercem na tyłku", mówiąc kolokwialnie.
Jeszcze buźka, pozwalająca się uśmiechnąć w obliczu codziennych, powolnych powrotów do domu. No właśnie: Up! jest autem stworzonym do wielkomiejskiej dżungli, ponoć uwielbiającym korki i ciągłe wahania prędkości. Jak się to ma do rzeczywistości?
Trzeba przyznać, że w mieście jest niezastąpiony. Oczywiście przez parkowanie, co ekstremalnie ułatwiają ogromne połacie szyb i fakt, iż zawraca w miejscu. Czujniki można dokupić, ale i po co skoro tył jest na wyciągnięcie ręki. Jak kończy Ci się szyba, za kilkanaście centymetrów masz koniec samochodu, o czym marzą kierowcy sedanów. Parkowanie, wymijanie, zawracanie, zjeżdżanie - wszystko po mistrzowsku.
Natomiast przeszkadza zbyt słaba moc, przez co nie można "uciec" w razie ataku pędzącego BMW warszawskiego garniturka. W korkach tocząc się na biegu spala niewiarygodne ilości paliwa, o czym nie można powiedzieć w trasie. No i nieco męczy "turbodziura" (hmm jak to nazwać w silniku bez doładowania?) w dolnym zakresie obrotów, a przecież w korkach nie da się go porządnie wkręcić. Za to wszystko rekompensuje leciutko chodząca kierownica oraz sprzęgło na dotyk.
W mieście się sprawdza, a co można powiedzieć w trasie? To samo. Auto pewnie trzyma się drogi, prowadząc je odnosimy wrażenie kierowania o wiele większym samochodem. Wtedy komputer jest bardzo przydatny i równocześnie nie mamy bólu czterech liter że spalanie wzrosło o jedną dziesiątą. Jadąc 90 na piątce chwilowo pali ok. 3,5 litra, zatem zejście z średniej jest wielce prawdopodobne, choć trudne. W dieslach znacznie łatwiej to kontrolować, bo tu jak się uczepi określonej liczby, ciężko ją zbić. No i podobnie jak w mieście, moc jest czasami niewystarczająca, np. podczas wyprzedzania. Na plus idzie komfort podróżowania, bo znakomite fotele nie pozwolą na czucie dyskomfortu, a w zimie jeszcze ogrzeją. Niewątpliwie wnętrze to wielki as w rękawie Up!a.
Volkswagena mamy od ponad miesiąca i oczywiście przy przebiegu 2000 km ewentualna usterka była by czymś nie do przyjęcia. Prawdopodobnie wymieniliby cały samochód, a tego szczegółowo przebadali, przecierając oczy ze zdumienia. A główni użytkownicy, czyli ja i mama codziennie dojeżdżający do Warszawy, doceniamy jego poręczność i spryt w miejskim ruchu.
Krótko podsumowując: niemiecki producent w projektowaniu najmniejszych aut zrobił level up!, w porównaniu do ciasnego Lupo i dziadkowego Foxa. Od podstaw stworzył nowy pojazd o wielkich możliwościach, z przestronnym wnętrzem i pojemnym bagażnikiem w atrakcyjnej szacie. Up! jest dojrzałym samochodem,, który wyprzedza konkurentów pod wieloma względami. Nie ma sobie równych w dziedzinie komfortu, ale również spalania, mimo lekkich kłamstewek komputera (a dokupić start-stop to już w ogóle, darmowa jazda!). Piękny obraz psuje dość marny motorek (czekamy na GTI i nie możemy się doczekać), widoczne elementy przesadnej oszczędności oraz cena nieadekwatna do wyposażenia. Ale to w końcu Horyzont i Holcwagen, a przy rabatach można zaszaleć i dorzucić coś ekstra ;)
 
Mam nadzieję, że podobał się pierwszy teścik. Będą kolejne, a w nich rozmaite pojazdy, zabytkowe i współczesne. Przetestujemy również dwa kółka ;)
A może Ty byś chciał nam pokazać swoją motoryzacyjną dumę? Odezwij się do nas na naszym facebookowym profilu bądź na mailu (pobliskaulica@gmail.com), a spróbujemy coś ustalić.
Dziękuję za uwagę!

Autor i zdjęcia: Michał Bakuła.


25 komentarzy:

Demon Siedemdziesiątypiąty pisze...

Kolejny CZARNY SZMELCWAGEN, dalej nie czytałem, przykro mi.
Na tyle dużo widuję na codzień Januszy i Krystyn w tych pogrzebowych germańcach, że mam odruch wymiotny.

Unknown pisze...

Eee, to nie Golf. Up! aż taki nie jest, na ogół też mam dość Volkswagenów. Ale nie wszystkich ;)

Marcin pisze...

Fajnie popisane. Nie mniej jednak wszystko poza przestronnością mnie od upa odrzuca. A zwłaszcza cena przy której tak samo wyposażony C1 jest tańszy o 7 tys. A to niebagatelna kwota przy tej klasie auta. Zawsze można też pójść i o 3 tys. taniej kupić kompaktowe Sandero na pełnym wypasie. Czyli generalnie było by pięknie gdyby VW nie kazał sobie tyle płacić za znaczek

Unknown pisze...

Wszystko zależy od tego kto czego szuka. Sandero więcej pali i jest większe, a większy nie był potrzebny. A C1 podobnież jest ciasny i niezbyt dopracowany, ale to opinie z gazet motoryzacyjnych. Up co by nie mówić, mi się po prostu podoba i ten design się szybko nie opatrzy ;) Ale jak każde auto, nie jest idealny i te wady mu srogo wytknąłem.

Bassdriver pisze...

Fajny, bardzo jestem go ciekaw. Tylko czemu czarny? (Lepsze to niż czerstwy srebrny, ale małe auto w czerni nie wygląda)

Unknown pisze...

Akurat taki był na wyprzedaży, konkretnie ten egzemplarz, więc nie było możliwości zmiany koloru. A chciałem czerwony bądź biały, ale w czerni wygląda tak dostojnie ;)

Bassdriver pisze...

Fair enough. I jeszcze nie rozumiem, czemu piszesz o turbodziurze, skoro turbinki tu nie ma ;-)

Unknown pisze...

Niby nie ma, ale objawy są bardzo podobne jak w przypadku aut w nią wyposażonych. A nie wiem, jak to zjawisko określić w autach bez doładowania ;)

Piotrek pisze...

Okropny jest ten samochód. Jednak biorąc pod uwagę jego rozmiary i ładowność nie można było go zrobić lepiej. Gdybym był zmuszony na kupno auta tego rozmiaru pewnie zdecydowałbym się na Up!

Unknown pisze...

JA rozumiem że jesteś nakręcony tym autem i to odbiera obiektywizm, ale to auto jest brzydkie do wyrzygnia, tył nie do zaakceptowania w tej skali auta - przód nuda nic ciekawego,a auto to nędza za nawet nie wiem jak wielką kasę ,,, nie spodziewałem się takiego wpisu na tej stronie.

Unknown pisze...

Inni robią wpisy. Testują Volkswageny i inne nowe auta, jest OK. Raz spróbowałem, hejty. Ja z drugiej strony nie spodziewałem się takich reakcji, zwłaszcza że u innych opinie były z serii "Och i ach" i ogólnie fajnie.
Sądziłem, że doświadczeni blogerzy potrafią czytać i wyrażać konstruktywne opinie o wszystkim, a nie przez swoją urojoną nienawiść do Volkswagenów komentować inteligencją 13-latków "przód fe, dupa fe, cały fe".
Przepraszam, musiałem to powiedzieć. Okej, nie chcecie testów z mojej strony, trudno. Nie wiem, czym zawiniłem. Sądziłem, że skoro auto wciąż jest dostępne w sprzedaży to taki test ewentualnie pozwoli na zapoznanie się z nim, poznanie wad i zalet (a jak ktoś czytał to zauważył, że nie pisałem w samych superlatywach). Najwyraźniej nie to grono czytelników, szukam poparcia gdzie indziej.

Unknown pisze...

Szukaj gdzie chcesz i czego chcesz ale nie bierz przykładu ze złomnika i nie obrażaj się na swych czytelników = ale jak inaczej ocenić twe nakręcenie na to auto ? obiektywizm zero ,a każdy ma prawo wyrażić swą opinię, ja ty czy ktokolwiek inny, testuj auta spokojnie - testuj nowe i stare ale się nie dziw ,jak piszesz cały blog o czym innym i nagle chcesz załapać się na falę bo inni testują to i ja , nie tędy droga, i bez obrażania się proszę.

Maciej Rosłoniec pisze...

Ze swej strony bardzo dziękuję za wszystkie opinie i komentarze, jakie padły pod tym postem mojego kolegi MB. Za wszystkie konstruktywne i te mniej konstruktywne. Niektóre wydają się być pisane pod wpływem silnych negatywnych emocji i prosilibyśmy o spokojniejszy ton rozmowy. Jako zespół bloga zawsze zwracamy uwagę na Wasze opinie. To dla nas ważne. Na naszym blogu(moim i Michała Bakuły) blogu staramy się pisać, to o czym my sami chcielibyśmy, aby na blogu tego typu było zamieszczane. Także jest miejsce i na pojedyncze wrzutki klasycznych aut, miksy dzielnicowe, miejskie, relację z imprez, zlotów. I zamieszczanie postów pojedynczych klasycznych aut z ulic, co jest naszym spiritus movens :)

Ja nie jestem nakręcony Upem!. Jednak osobiście Up! mi się całkiem podoba - mały, zwinny samochodzik, w sam raz na jazdę po mieście, po ciasnych i zatłoczonych uliczkach. Owszem, kolor jest trochę przytłaczający, ale na to się niewiele poradzi w dzisiejszych czasach - większość nowych aut ma czarny, bądź srebrny lakier. I nie rozumiem całej tej nagonki na Volkswageny. Sam mam razem z braciakiem Skodę Felicję z 2000 roku z fabrycznym silnikiem od Golfa 1.6 i jest o wiele lepszy niż standardowy 1.3. Niektórych generacji Golfów nie trawię, ale np. VI czy III są okej, choć oczywiście najbardziej na ulicy lubię widok Golfa I i II. A co do VW Up'a! to jest to moim zdaniem powiem świeżości. Kocham stare auta, ale warto też patrzeć w przyszłość, bo kiedyś ludzie będą podobnie pisać o wielu dzisiejszych autach, jak my o tych z lat 70's. Wiele nowych aut ma szanse stać się kiedyś klasykami, czy obiektami budzącymi miłe wspomnienia z lat młodości i kto wie, czy to nie będzie ten model czy może tamten. Taki dzisiejszy signum temporis.

Dlatego, szanujemy zdania innych, ale prosimy, nie atakujcie nas w komentarzach tylko również uszanujcie naszą pracę - bądź co bądź darmową. Co do obiektywizmu postów - nie da się ich zachować, bo to nie jest serwis motoryzacyjny oceniający osiągi, tylko blog prowadzony przez ludzi z pasją i każdy z nas ma różne opinie na temat tego czy tamtego auta. I pozytywne, i negatywne. Nie kryjemy się z tym. Robimy to z miłości do aut, tych klasycznych, jak i tych co mają szanse dopiero takimi się stać. Ze swej strony również planuję zamieścić podobny test, ale testy traktujemy jako dodatek (choć sam chciałbym test zamieścić na temat jednego z nowszych aut) i motywem przewodnim bloga, jest oczywiście relacja z "klasycznych" imprez i wyszukiwanie Pobliskich Aut na ulicach miast, wsi i bezdroży.

Unknown pisze...

Staram się nie obrażać. Po prostu oczekuję od Was bardziej profesjonalnych opinii, nieskreślających całkowicie wpisu z powodu tego, że auto źle wygląda i jest Volkswagenem. Pisząc artykuł napracowałem się, a jak sądzę niektórzy piszą komentarze, nieprzeczytawszy całości. Nie mówię że Ty, Ojcze Baldwinie i absolutnie nie będę dochodził. Volkswagen nie zapłacił mi za kampanię reklamową Up!a, ale też nie piszę jak w gazecie motoryzacyjnej, więc tekst nie musi być obiektywny.
Testu nie zrobiłem też by nadążyć za resztą. Chciałem tylko zobaczyć, jak mi pójdzie, bo nigdy tego nie robiłem. Osobiście jestem zadowolony z pracy, a nie każdy musi.
Być może taki chrzest był mi potrzebny. Na pewno nie ucieknę teraz z bloga, bo taka kolej rzeczy w tej branży, a jestem jeszcze bardzo młody. A teraz zabieram się za materiały na dolnośląski miks, najgrubszy do tej pory.

autobezsens pisze...

Ufff, pełno zajęć w pracy, walka z elektryką w BMW, zaraz KJS, a tu taka piękna komentarzowa wojna mnie omija. Czas nadrobić zaległości komentarzowo-czytelnicze ;)

Co do auta - no nie mój typ samochodu - doceniam przestronność, ale w tej kasie wybrałbym coś innego. Albo zbierał dalej. Ale to nie mi ma się podobać.

Co do testu:

plusy:
+dużo do czytania. Opisany każdy duperel
+obfotografowany każdy duperel
+brak rażących błędów/literówek, co przy tak długim tekście jest godne pochwały

minusy:
-brak przejrzystego wypisania podstawowych danych technicznych. No przydałby się chociaż jeden akapit/tabelka z informacjami: taki silnik, tyle cylindrów, wolnossący/turbo, taka moc przy takich obrotach, DOHC/SOHC/OHV/WTF itp. itd. Podobnie o zawieszeniu i hamulcach (bębny/tarcze). Wszystko w jednym miejscu, najlepiej blisko początku. Na prawdę nie lubię czytać testów patrząc jednocześnie na stronę producenta by wiedzieć o czym czytam.
-tekst z turbodziurą. No może ja prosty cebulak z Podlasia jestem, ale jak widzę pisanie o turbodziurze to zaczynam myśleć, że w silniku jest turbosprężarka. A potem jak się dowiaduję, że turbo nie ma, to jestem wstrząśnięty i zmieszany, a taki być nie lubię.

No miejscami średnio obiektywnie, choć to nie do końca minus, bo obiektywnie to jest wszędzie. A z resztą, pewno jak kiedyś będę opisywał Hondę Civic VIII, to będę tak piał z zachwytu nad każdą śrubką, że dopiero poznacie definicję wyrażenia "mało obiektywnie" ;)

Unknown pisze...

No, takiej opinii mi trzeba było. I się zgadzam z Tobą, zdecydowanie zabrakło tu wartości cyferkowych, jakoś zupełnie mi przeleciały.
A z rzekomą turbodziurą... Wstyd mi, ale jakoś mi to pojęcie utkwiło w głowie, jak ktoś mi powiedział (nie pamiętam kto), że mój Lanos ma właśnie turbodziurę, a turbodoładowania nigdy nie dożył. Stąd przeklasyfikowałem to pojęcie do wszystkich typów silników. Można by pomyśleć, jak to zjawisko nazwać w silnikach bez turba, chyba że jest już jakoś określone a ja o nic o tym nie wiem ;)
Dziękuję za szczegółową wypowiedź i już wszystko zanotowane!

Unknown pisze...

Czasem mam wrażenie że autorom blogów było by najszczęśliwiej bez czytelników ... ilu ludzi czyta ten blog i nie zada sobie trudu cokolwiek napisac a ilu go nie czyta i nigdy nie będzie i nic nigdy tu nie napisze?,ciesz się że przynajmniej się coś tu dzieje, a nie jak na wielu blogaskach pies z kulawą nogą nie zagląda, a tak na poważnie to każdy komentarz to bezcenny dar - tylko czy ktoś to doceni i czy odpowiednio zinterpretuje to inna sprawa. JA nie robię żadnej wojny tylko staram się ;) i czekam na miksy i na to za co lubię tą stronę.

Unknown pisze...

Ile ludzi, tyle interpretacji. Oczywiście że blog nie istnieje bez czytelników, dlatego Wam dziękuję że tu zaglądacie (i ja staram się do Was w miarę możliwości).
Ale podsumowując: auto nie wpadło w gusta i na tym polegał cały problem. Oprócz tego chyba jest nieźle, już mając zapamiętane te kilka popełnionych gaf przytoczonych przez #Johna. Postaram się poprawić, również z doborem obiektu pod lupę. Ale na razie wrócimy do tradycyjnej tematyki blogu ;)

solarzmr pisze...

Ta "turbodziura" o której piszesz to mam wrażenie jest spowodowana elektronicznym pedałem gazu, który ma po prostu duże opóźnienie. Podobne zjawisko zaobserwowałem w Skodzie Fabii, pozbawionej tradycyjnej linki gazu. Wciskasz i nie jedzie, tylko myśli czy aby na pewno wciskasz ten gaz z przekonaniem, a może jeszcze chcesz się zastanowić?

Monika Zawadzka pisze...

Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

Adrian Moczyński pisze...

Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

roboty ziemne pisze...

Ciekawy wpis

Adam pisze...

Fajna relacja o tym modelu