Chorzowski przełom, czyli o Batyskafie słów kilka

Dobry wieczór.
Mamy niedzielę, więc ogłoszenia parafialne. Ja wraz z Maćkiem i resztą współtwórców Pobliskiej Ulicy chcieliśmy przeprosić za naszą niesubordynację w ostatnim czasie. Każdy z nas jest zalatany różnymi sprawami i dotyka to również nas, dlatego wpisy wpływają rzadko i, przynajmniej na razie, będą tak wpływać. Tymczasowo niestety nie uświadczycie codziennych wrzutek, mimo naszych szczerych chęci. Postaramy się Wam to jednak wynagrodzić, tworząc mniej postów, ale bardziej tłustych, przaśnych, mięsnych, jak to mówią. Spodziewajcie się też częstszych miksów, których poziom powinien Was zadowolić.
Uch, wyrzuciłem to z siebie. Przechodzimy do tematu.
Mamy rok 1995. W każdym cywilizowanym polskim mieście wyposażonym w torowiska od rana do wieczora przesuwają się, jednocześnie stukając, tramwaje 105n. Wszechobecne, znane, niekoniecznie lubiane. Nie wiem co przypominające, ale profesorowie ASP załamują ręce. Nie zna życia ten, kto nimi nie jechał, nawet pochodzący z zadupia odciętego od prądu i wody. Tymczasem u zachodnich sąsiadów obywatele młodzi i wykształceni nie muszą ćwiczyć climbingu po schodkach, pokonując z dziarskim i dumnym uśmieszkiem wyłącznie przerwę miedzy podłogą a krawężnikiem. Nasz czołowy wytwórca i producent tramwajów - Konstal, nie może sobie pozwolić na zniewagę. Zbiera ludzi, ogarnia ołówki i kartki. Pierwsze szkice są, czas przenieść je na maszyny. I tak narodził się ON....
Batyskaf.
Nie, nie to coś, co zanurza się w wodzie. Ale określenie wcale nie wzięło się znikąd. Wrzućcie sobie prawdziwego batyskafa na guglach i porównajcie z tym czymś:
W podłużnym kształcie i małych okienkach świeżynki z Chorzowa coś siedzi z podwodnego statku, co warszawiacy cwaniacko podłapali. Może dlatego, że od zawsze stacjonuje na Pradze?
Ale zaraz, przecież oprócz trafnej ksywki nic więcej nie wiecie. Zatem wróćmy... Tak, w 1995 roku Konstal wyprodukował pierwszy tramwaj (a raczej jego prototyp), gdzie choć minimalnie dźgnięto kwestię niskiej podłogi. I to naprawdę baardzo minimalnie, bo zajmuje aż 24% jej ogólnej powierzchni. Na nasze: schodków nie uświadczymy tylko w trzecich drzwiach, do których nas zapraszają opadające czerwone barwy mające na celu dobitne pokazanie, gdzie najwygodniej wsiąść. Kwestię kosztów wolę pominąć. Strzelam, że wydziubdzianie tych kilku niskich metrów kosztowało około tyle co wyprodukowanie trzech 105-tek. Ale przecież to prototyp, pierwsze podrygi, te sprawy.
"Tramwaj poza niepełnoprawną niskopodłogowością oraz nietuzikowego wyglądu posiada wiele innowacyjnych rozwiązań mających na celu poprawę komfortu podróżowania zarówno dla pasażerów jak i motorniczego. Panoramiczna szyba mierzwi wiatr nie dając zwolnić pojazdu, a przegub wyklucza opcję podczepiania drugiego wagonu, dzięki czemu wszyscy pasażerowie są ze sobą face to face. Ale coś za coś - dwa wagony 105tek jednak łącznie zabiorą więcej ludzi. Dodatkowo w środku mamy do dyspozycji materiałowe (!) fotele, a miły pan oznajmia najbliższy przystanek aż dwa razy, dla pewności. Jak wiadomo, każdy może się pomylić, dlatego przewidziano również podświetlaną tablicę ze wszystkimi niezbędnymi informacjami".
Językiem trochę instruktorskim przedstawiłem wszelkie udogodnienia tego niekonwencjonalnego szynowozu. W porównaniu ze 105tką tramwaj jest jakby luksusowy i w 1995 roku musiał robić wrażenie. Warszawiaki pewnie leciały na zbity łeb, by niezależnie od linii tylko się nim przejechać. Tak na marginesie, ja w 2014 roku robię dokładnie to samo. A prototyp ma już 19 lat :)
Rzut okiem z bliska. Światła oczywiście z wysokopodłogowego brata, ale szyba już prawie jak panoramiczna. Całe szczęście, że nie przemalowali go na najnowsze warszawskie barwy, ala niemieckie...
Niestety przód jest masakryczny. TW bardzo dba o swoje pojazdy i regularnie je modernizuje. OK, w porząsiu, popieram. #3001 takiej modernizacji uległ w 2008 roku i wymieniono mu siedzenia, nagłośnienie oraz.... światła przednie. W związku z tym ostatnim, trzeba było rozpierniczyć cały front, by tylko spełnić zachciankę o ultranowoczesnych kwadratowych reflektorach. Bo przecież wszystkie 105tki takie mają! Ech, szkoda gadać. Wcześniej mordka ze swoimi okrąglakami i czarną obwódką miała jakiś wyraz. Obecnie całkowicie go straciła, a przybyło jedynie szpachli i dziadowsko położonej farby.
No zdenerwowałem się. By odreagować, pooglądam sobie cały fenomen tramwaju, dzięki któremu może być nazywany Jego Niskopodłogowością. Nic tylko korzystać. Problem w tym, że nie chcąc pokonywać schodków, już nie usiądziesz. Ale przecież istnieją składane taborety, więc nie rozumiem afery.
Przebrnęliśmy nieco przez historię Batyskafa, porozważaliśmy nad nim, trochę się pośmialiśmy, jednakże trzeba przyznać - gdy pachniał nowością, mielił jaja. Każdy do roku 1998 (zanim zaprezentowano nowy niskopodłogowy wyrób Konstala, czyli 116n) czatował na trzecie drzwi, by niczym hrabia i wyżej usytuowany społecznie zaznać wygody postawienia kroku bezpośrednio na podłogę tramwaju. Powiem Wam, że dzisiaj nasz bohater przeżywa drugą młodość i znowu jest wyczekiwany na przystanku. Ja na przykład zaliczam się do tych ludzi, bo jednak jest wyjątkowy, niespotykany, JEDYNY NA ŚWIECIE. Drugiego nie ma, nigdy nie było, i nie będzie.

Miejsce: Warszawa Gocławek
Zdjęcia: Michał Bakuła

4 komentarze:

art pisze...

Oo to on jeszcze jeździ? Kiedyś na tylnej szybie miał naklejone coś w stylu "Pierwszy Niskopodłogowy..".
Swego czasu można go było spotkać tylko na praskiej linii 21.

Unknown pisze...

Kiedyś pewnie miał ten napis, ale po remoncie musieli mu zdjąć. Obecnie jeździ na 3 jako uzupełnienie dla nowych Pes na rozkładzie niskopodłogowym :)

Bassdriver pisze...

Pamiętam go! Jeździł też jako 25 a ja podówczas mieszkałem na Pradze a na uczelnię jeździłem w okolice Ronda DePalma, więc się zdarzało. Przystawki zapowiadał głosem o sposobie mówienia księdza. Następny przystanek - al. Zieleniecka, módlmy się...

Anonimowy pisze...

Czyżbyś chodził na UW? Teraz dla mnie Palemka również jest punktem orientacyjnym :)
Aktualnie na 25 jeżdżą tramwaje 116na/1, czyli rozwinięcie 112n produkowane już "seryjnie", bo w 30 sztukach.
A co do głosu teraz gada w nim ten sam facet, co w reszcie autobusów i tramwajów. Ale i tak najlepszy jest gość z metra i jego "inglisz aksęt" :D