Obiecałem w poprzedniej części coś ciekawego i myślę, że Wam się spodoba :)
Podczas pobytu w Kraju Hellenów nie tylko leżałem i kwiczałem na plaży, smażąc plecy i brzuch. Piątego dnia wybrałem się na fakultatywną wycieczkę na oddaloną o ok. 10 kilometrów sąsiednią wyspę Nisyros, znaną z tego, że powstała wskutek działalności wulkanicznej. Dowodem na to są czarne, kamieniste plaże oraz unoszący się w powietrzu charakterystyczny zapach siarki (jak to mówiła nasza rezydentka, tutaj wręcz nią "śmierdoli" :D). Oczywiście pojechaliśmy na wulkan, od którego się to wszystko zaczęło. Można rzec, że wjechaliśmy do jego "środka", bo naokoło otaczały nas ściany krateru. Gdy zeszliśmy na sam dół (tam, gdzie śmierdoliło najbardziej), z niewielkich dziur cały czas unosiła się gorąca para wodna. Wulkan jest czynny, ale uśpiony (nie wybuchał od 1888 roku), ale w każdej chwili może ponownie się uaktywnić. Próbowałem się wsłuchać w odgłosy dochodzące z tych pieczar, ale bulgoczącej lawy nie udało mi się zarejestrować :)
No to o wyspie opowiedziałem, czas trochę o strefie motoryzacyjnej. Wyspę zamieszkuje zaledwie ok. 700 osób, w tym 600 w jednym miasteczku Mandraki będącym "stolicą" wyspy. Miejscowość jest tak malutka, że samochody mogą poruszać się tylko jedną, główną ulicą, mającą zaledwie kilkaset metrów. U nich odpowiednikiem naszych bocznych ulic stanowią wąziutkie na maksymalnie 2 metry alejki, gdzie mogą wjeżdżać właściwie tylko skutery. Ale nie tylko. Ha, oni znaleźli wręcz idealne rozwiązanie, żeby w tych uliczkach można było jeszcze cokolwiek większego przetransportować. Tym złotym środkiem jest trójkołowiec Piaggio Ape. Jest to samochodzik jednoosobowy o pojemności 50ccm, więc zalicza się do motorowerów, u nas przynajmniej. Jego szerokość jest tylko niewiele większa od skutera i potrafi wcisnąć się w wąskie luki, lecz ściany budynków ma kilka centymetrów od siebie. Nie ma opcji, żeby takie dwa mogły się minąć, co przy jednośladach nie jest trudne. Ale mieszkańcy zdają się tym nie przejmować i zwiedzając malutkie miasteczko co chwila jakiś my mignął przed oczami. Może to dziwne, ale trochę im zazdrościłem, bo sam chciałbym się takim Piaggio przejechać. Nawet można jeszcze kupić nówkę sztukę, ale kosztuje... 19 tysięcy. Jak za pyrkoczącego trójkołowca "deczko" dużo :)
Ten mi wyglądał na porzuconego.
Prrrrr! Śmignął mi i udało się złapać go w ruchu. Zwróćcie uwagę na szerokość ulicy - to ta główna :)
Później zauważyłem go przy porcie w towarzystwie kolegi z epickimi kołpaczkami. Obaj wsiedli na statek płynący do Kosu, a ja popłynąłem następnym :)
Na deser ciężaróweczka marki nieznanej. Można rzec, Piaggio w wersji XXL.
Podczas pobytu w Kraju Hellenów nie tylko leżałem i kwiczałem na plaży, smażąc plecy i brzuch. Piątego dnia wybrałem się na fakultatywną wycieczkę na oddaloną o ok. 10 kilometrów sąsiednią wyspę Nisyros, znaną z tego, że powstała wskutek działalności wulkanicznej. Dowodem na to są czarne, kamieniste plaże oraz unoszący się w powietrzu charakterystyczny zapach siarki (jak to mówiła nasza rezydentka, tutaj wręcz nią "śmierdoli" :D). Oczywiście pojechaliśmy na wulkan, od którego się to wszystko zaczęło. Można rzec, że wjechaliśmy do jego "środka", bo naokoło otaczały nas ściany krateru. Gdy zeszliśmy na sam dół (tam, gdzie śmierdoliło najbardziej), z niewielkich dziur cały czas unosiła się gorąca para wodna. Wulkan jest czynny, ale uśpiony (nie wybuchał od 1888 roku), ale w każdej chwili może ponownie się uaktywnić. Próbowałem się wsłuchać w odgłosy dochodzące z tych pieczar, ale bulgoczącej lawy nie udało mi się zarejestrować :)
No to o wyspie opowiedziałem, czas trochę o strefie motoryzacyjnej. Wyspę zamieszkuje zaledwie ok. 700 osób, w tym 600 w jednym miasteczku Mandraki będącym "stolicą" wyspy. Miejscowość jest tak malutka, że samochody mogą poruszać się tylko jedną, główną ulicą, mającą zaledwie kilkaset metrów. U nich odpowiednikiem naszych bocznych ulic stanowią wąziutkie na maksymalnie 2 metry alejki, gdzie mogą wjeżdżać właściwie tylko skutery. Ale nie tylko. Ha, oni znaleźli wręcz idealne rozwiązanie, żeby w tych uliczkach można było jeszcze cokolwiek większego przetransportować. Tym złotym środkiem jest trójkołowiec Piaggio Ape. Jest to samochodzik jednoosobowy o pojemności 50ccm, więc zalicza się do motorowerów, u nas przynajmniej. Jego szerokość jest tylko niewiele większa od skutera i potrafi wcisnąć się w wąskie luki, lecz ściany budynków ma kilka centymetrów od siebie. Nie ma opcji, żeby takie dwa mogły się minąć, co przy jednośladach nie jest trudne. Ale mieszkańcy zdają się tym nie przejmować i zwiedzając malutkie miasteczko co chwila jakiś my mignął przed oczami. Może to dziwne, ale trochę im zazdrościłem, bo sam chciałbym się takim Piaggio przejechać. Nawet można jeszcze kupić nówkę sztukę, ale kosztuje... 19 tysięcy. Jak za pyrkoczącego trójkołowca "deczko" dużo :)
Ten mi wyglądał na porzuconego.
Prrrrr! Śmignął mi i udało się złapać go w ruchu. Zwróćcie uwagę na szerokość ulicy - to ta główna :)
Później zauważyłem go przy porcie w towarzystwie kolegi z epickimi kołpaczkami. Obaj wsiedli na statek płynący do Kosu, a ja popłynąłem następnym :)
Na deser ciężaróweczka marki nieznanej. Można rzec, Piaggio w wersji XXL.
To już wszystkie auta, które udało mi się uwiecznić w Grecji. Ale dla głodnych więcej mam jeszcze zdjęcia z Paryża, gdzie byłem rok temu. Wyczekiwać, bo tam też nie próżnowałem :)
Miejsce: Mandraki, Nisyros (Grecja)
Zdjęcia: Michał Bakuła
2 komentarze:
Kosztuje 19 tysięcy złotych, czy Euro? ;)
To musi być malownicza wyspa jak sądzę z opisu i ze zdjęć. 3 zdjęcie jest super, te budynki, uliczka. Wish I was here. Piaggio - ciekawe samochodziki, nazwę słyszałem, ale za wiele to o nich nie wiedziałem do tej pory.
Dzięki Michał za całą relację z Grecji. Była świetna. :)
19 tysięcy złotych, a 4700 Euro :)
Na fejsie masz więcej zdjęć z tej wyspy w moim profilu, także zapraszam :) Za relację nie ma sprawy, sama przyjemność.
Prześlij komentarz