Marcin już mnie dawno ubiegł w sfotografowaniu tego Saaba, ale wcale mu się nie dziwię. Szwedzką ruinę z Sadyby zna bowiem każdy warszawiak choć trochę interesujący się zabytkami, a co za tym idzie ma jej zdjęcia czy też ich cały plik. Widział go m.in. Złomnik (
LINK) i nasza niezawodna Agnieszka, publikująca swoje zdobycze na Stadzie Baranów (
LINK). Ale ja dumnie się przyznaję, że nie jestem rodowitym mieszkańcem stolicy, więc mały poślizg w odnalezieniu Zielonej Ekscelencji można wybaczyć, jak i również fakt, że dopiero teraz pojawi się on na Naszym Blogu. Tym lepiej. Zobaczycie, co obecnie z niego zostało, bądź co zniknęło, odpadło, zapadło się, itp.
Odnoście tego konkretnego egzemplarza z Sadyby mogę powiedzieć jedno: ABSURD. Cały w sobie, jak i w swoim otoczeniu jest jednym, wielkim absurdem oraz czymś nieprawdopodobnym. Pozwólcie, że przedstawię swoje rozumowanie w punktach...
Po Pierwsze Primo: sam fakt, że to stary Saab. Już mniejsza, że 96tka pod lifcie z lat 70. Takich aut wręcz nie powinno być wtedy w Polsce, a że kilka sztuk tu jakimś cudem trafiło to oddzielna sprawa.
Po Drugie Primo: fakt, że on wrasta na (Po Trzecie Primo) prestiżowej dzielnicy Warszawy, gdzie pomieszkują celebryci w swoich wypasionych willach, a na podjazdach mienią się czarne Beemki. Nie jest to osiedle, nic z tych rzeczy.
I po Czwarte Primo, właścicielem jest człowiek, który na codzień jeździ... Saabem. Co prawda 900tką w cabrio, ale ta informacja może świadczyć o zamiłowaniu tegoż człowieka do szwedzkiej marki. Dlaczego więc gnije od conajmniej 15 lat (!) taką rzadką sztukę jak 96? Dlaczego nie załatwił choćby garażu, wiaty, szałasu dla niego? Coś tu jest nie tak, a śmiem sądzić, że jeszcze pod koniec lat 90 nasz bohater niewiele odstawał od dzisiejszych cacek na żółtych tablicach.
Moim zdaniem dla niego nie ma ratunku. Sparciał konkretnie, a w podłodze na pewno są dziury. Zdążył już się wtopić w otoczenie i widocznie musi tu już zostać. Na tył łez padole, na wieki wieków.
Saab potrafił projektować oryginalne auta. Oczarowała mnie
garbusowata linia nadwozia, widzę też analogię do niemieckiego konkurenta w tylnych światłach.
Na wielu forach post tytułowałem "Najzieleńszy element obecnego krajobrazu". Cóż, chyba trafiłem w sedno...
Niedługo tablica zazielenieje. Kwestia czasu.
Niewątpliwie cały Saabik emanuje w przeróżne gadżety/smaczki, jak na przykład te owiewki. Istne dzieło sztuki. W tym przypadku "anioł tkwi w szczegółach" :)
Tylko mnie dziwi fakt, że emblemat jest ciągle na swoim miejscu?
A, byłbym zapomniał. Tak, trzeba się przyznać - dzisiejszego bohatera nie znalazłem sam, bez niczyjej pomocy. I prawdopodobnie w ogóle bym nie odnalazł, bo nigdy nie chodziłem po dzielnicach willowych na poszukiwania tego, co mógłbym Wam pokazać. Bliskie obcowanie z Sadybską Legendą zawdzięczam mojemu dobremu koledze Kamilowi, który od urodzenia mieszka w okolicy i regularnie dogląda Saaba. Właściciel może być spokojny - na pewno nic mu nie zginie z taką ochroną. Wielkie Ci dzięki przyjacielu, jak i za resztę pokazanych stegieńskich klasyków. Ale o nich później :)
Miejsce: Warszawa Sadyba
Zdjęcia: Michał Bakuła